Zielono mam w głowie…
Dokładnie 45 lat temu, 13 lutego 1969 roku, zmarł na zawał serca w Londynie poeta, prozaik i eseista Kazimierz Wierzyński. Współtworzył, wraz z Antonim Słonimskim, Julianem Tuwimem, Janem Lechoniem i Jarosławem Iwaszkiewiczem) poetycką grupę Skamander.
Po burzliwym czasie wojny został na wychodźstwie. Nie wrócił do Polski. W nekrologu opublikowanym w „Wiadomościach” napisano: poeta wolności, twórca niezrównany, świadomy swej sztuki i swego posłannictwa, wierny przyjaciel, towarzysz prac i walk, najlepszy z nas urodzony 27 sierpnia 1897 roku w Drohobyczu, umarł 13 lutego 1969 roku w Londynie, pozostawiając w niezapomnianych wierszach świadectwo naszych przeżyć i wzruszeń, najgłębszy smutek w naszych sercach, niczym nie zastąpioną pustkę w naszym życiu.
Śmierć zawsze sieje spustoszenie. Straty nie da się w żaden sposób odbudować, nie da się już nic naprawić. Ze zniknięciem człowieka, znika cały świat. Zamiast popadać w depresyjny nastrój, przenieśmy się jednak do przedwojennej Warszawy, tętniącej życiem. Przypomnijmy postać poety i dziennikarza – niech żyje w naszych myślach, słowach, przywoływanych anegdotach, w pamięci.
Wojciech Trojanowski, lekkoatleta (reprezentował Polskę w biegu na 110 metrów przez płotki na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie w 1928 roku), dziennikarz i sprawozdawca sportowy, tak go wspominał: Kiedy wchodził do redakcji, robiło się zawsze słonecznie i wesoło. Przymrużone oczy i zmarszczki wiecznego uśmiechu na twarzy. Wierzyński był redaktorem „Przeglądu Sportowego”. W 1928 roku zdobył złoty medal za tom poetycki Laur Olimpijski na Olimpijskim Konkursie Sztuki i Literatury podczas Olimpiady w Amsterdamie w 1928 roku). Pisarz i dziennikarz, Tadeusz Nowakowski, w charakterystycznym dla siebie stylu, tak pisał o poecie: Pan Wierzyński wyglądał tak jak pisał: pięknie. Był to naprawdę „mister poezji polskiej”, arbiter elegantiarum na polskim Parnasie. Wiedziałem o tym jeszcze na ławie szkolnej w Bydgoszczy, gdyż fotografie jego niejednokrotnie ukazywały się na łamach „Wiadomości Literackich”. Rzeczywiście: młody bóg! Wysoki, zgrabny, wysportowany, młodzieńczy. Piękne czoło, piękny profil.
To musiały być czasy! Pełne radości, zabaw, śmiechu i szczęścia. Ta radość zresztą huczy w wierszu Zielono mam w głowie – autor pisze wprost jestem radosną/Wichurą zachwytu i szczęścia poety,/Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. Choć i po latach bywało wesoło. Z prawej strony możecie zobaczyć dedykację Wierzyńskiego w jego tomie poezji* dla redaktora „Wiadomości” Mieczysława Grydzewskiego: Kochanemu Mietkowi z szusem z Kasprowego i z wódką u Jędrusia Kazimierz 30. IX. 60.
Mam wrażenie, że Wierzyński wciąż pozostaje twórcą niedocenionym, skrytym w cieniu swoich kolegów. A ja mam ochotę na jego biografię Chopina, która została ostatnio pięknie wydana przez Wydawnictwo Literackie. Może wygospodaruję czas na lekturę?
* Kazimierz Wierzyński, Tkanka Ziemi, Paryż 1960. Książka znajduje się w Archiwum Wiadomości, które znajduje się w Archiwum Emigracji w Bibliotece Uniwersyteckiej w Toruniu. Bardzo dziękuję za możliwość zaprezentowania tej dedykacji.
A zupełnie na sam koniec – jeden z moich ulubionych wierszy Wierzyńskiego. Mnie – zachwyca.
„Zaświat to przecież – Kresy naszych marzeń
– Rajów utraconych w dzieciństwie rubieże
Gdzie z kapeluszem w ręku mówią Twarze
– Miło znów Pana ujrzeć Panie Kazimierzu!
Gdzie uroczyście trwa najświętsza z gal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal…”
I aż mnie dziw bierze, że zabrakło w tym wpisie swoistego epitafium, które doprowadziło mnie do twórczości Kazimierza Wierzyńskiego.
Interesujący wpis. Już czytałam o Wierzyńskim na innym blogu.
Nie znałam go jednak więc każdy wpis czytam z duzym zainteresowaniem.