Powiedz mi o czym marzysz, a powiem ci kim jesteś
Wyobraź sobie: Nowy Jork i oczekiwanie na zieloną kartę, zgiełk dużego miasta, wieżowce i korki na ulicach. Potem zatłoczony Harlem i nielegalnie wynajmowane mieszkanie. Pracę po kilkanaście godzin dziennie. Zarobione dolary odkładane na czarną godzinę. A na śniadanie – smażone plantany. 5 lat w USA i ciągle nie jesteś bliżej spełnienia swoich marzeń. Wręcz przeciwnie. Sprawy zaczynają się komplikować, a sił do dalszej walki brak. Tak w kilku zdaniach można by przedstawić amerykańską historię Jendego.
Nowy, wspaniały świat
W swoim debiucie My, marzyciele, za który została nagrodzona PEN/Faulkner Award for Fiction, Imbolo Mbue zestawia losy dwóch rodzin żyjących w Nowym Jorku: kameruńskiej rodziny Jendego Jongi i amerykańskiej Clarka Edwardsa. Ta pierwsza marzy o amerykańskim obywatelstwie: Jende ciężko pracuje, a jego żona uczy się (chce zostać farmaceutką) i zdobywa naukowe stypendium, ta druga zaś żyje w luksusie i gubi sens życia. Historia zaś rozgrywa się w czasie recesji 2008 roku.
Rodzina Jongów wierzy w amerykański sen: jeśli będziesz ciężko pracować, to na pewno ci się uda. Jende Jonga to pracowity i pełen naiwności pracownik, który z polecenia dostaje pracę jako szofer u Clarka Edwardsa, jednego z członków zarządu spółki Lehman Brothers. Dwa odległe światy spotykają się we wnętrzu auta, którym Jenge pokonuje setki kilometrów w Nowym Jorku.
Wszystko wygląda pięknie i idealnie. Do czasu krachu. Jenge traci pracę i musi sobie radzić jako pomywacz na dwóch etatach – a i tak zarabia mniej niż jako szofer. Pieniędzy zaś potrzeba więcej – rodzina Jongów powiększa się, na świat przychodzi drugie dziecko. Do tego dochodzą problemy z uzyskaniem statusu obywatela – sąd odrzuca podanie Jengego. Piętrzą się problemy.
Powiedz mi o czym marzysz, a powiem ci kim jesteś
A może Ameryka wcale nie jest najlepszym miejscem do życia? Może Nowy Jork z jego pośpiechem, ciągłym ruchem, z brakiem wytchnienia nie jest oazą, w której najlepiej się zatrzymać? Może trzeba wrócić do siebie, do Kamerunu?
Mbue potrafi doskonale pokazać zarówno wątpliwości jakie towarzyszą Jongom, jak i nadzieje jakie wiążą z życiem w lepszym świecie. Czujemy napięcie jakie towarzyszy kameruńskiej rodzinie podczas kolejnych rozpraw sądowym, strach przed nieznanym, obawy związane z podjęciem koniecznych decyzji. Bo czy szczęście zależy od miejsca, w którym jesteśmy? Czy w Limbe nie można być równie szczęśliwym jak w Nowym Jorku? Jende i Neni muszą odpowiedzieć sobie na te pytania.
Ta na wskroś współczesna i aktualna powieść opowiada o tym, co wciąż ważne dla ludzi: o miłości i poświęceniu, nadziei na lepsze jutro, o marzeniach, które przecież nie zawsze muszą się ziścić. Warto sięgnąć po tę poruszającą powieść!
Imbolo Mbue, My, marzyciele, tłum. Ewa Borówka, Wydawnictwo Sonia Draga, 2016.
Tytuł brzmi ciekawie i intrygująco…
Ciekawie napisana recenzja, może nawet sięgnę po tą pozycję. Wydaje się taką, która powoduje zadumę i zmusza do refleksji.
Ciekawa recenzja, książka mnie zaintrygowała.
Z przyjemnością sięgnę po tę pozycję! Niedawno wróciłam z Nowego Jorku i wciąż mnie ciągnie w jego stronę! Bardzo dziękuję. Maja
Muszę przyznać, że nie słyszałem nigdy ani o autorze, ani o książce, aczkolwiek zachęciłaś mnie swoją recenzją. Nowy Jork to moje wymarzone miasto, w którym chciałbym kiedyś mieszkać, więc tematyka jak najbardziej dla mnie!
W tak kolorowym miejscu każda historia przybiera barw!
Zacząłem czytać i…nagle urwało się w takim miejscu, że zachęca do przeczytania. Faktycznie, czasem warto zastanowić się, czego tak naprawdę chcemy i czy aby na pewno to jest tam daleko, a nie obok nas :-)
Książka rzeczywiście może wprowadzić refleksyjny nastrój, warto się nad nią pochylić…
Patrząc po nazwie bloga, w kindlu trudniej się rogi zagina :) świetna książka!
Bardzo zaintrygowała mnie Twoja recenzja. Lubię książki, które poruszają takie problemy – są one aktualne tak naprawdę pod każdą szerokością geograficzną.
Książka wydaje się mieć jakiś przekaz. Lubię takie coś.