Kobieta w czerni
Do książki Susan Hill Kobieta w czerni zajrzałam przypadkiem; w zasadzie to najpierw usłyszałam o filmie (widziałam gdzieś w kinie trailer), mimo że książka ukazała się w 1983 roku. Powieść długo na mnie czekała, wcześniej nie miałam ochoty na „historie o duchach”. Jednak po przeczytaniu jakiś czas temu Siostrzycy, książki utrzymanej w klimacie powieści gotyckiej, postanowiłam przeczytać coś w podobnym stylu. XIX-wieczne posiadłości, zło czające się gdzieś za rogiem, niesamowite historie…
Z pewnością Kobieta w czerni pod tym względem nie zawiedzie. Historia jest w zasadzie banalna. Główny bohater i zarazem narrator opowieści, młody prawnik z Londynu, Arthur Kipps dostaje zadanie uporządkowania papierów po zmarłej właścicielce dużej posiadłości – Domu na Węgorzowych Moczarach. Nazwa jest nieprzypadkowa – dom przez część czasu jest odcięty od reszty świata, można do niego dojechać tylko podczas odpływu, gdy fale zatapiają Ławicę Dziewięciu Topielców – wtedy przejezdna jest droga prowadząca przez bagna. Miejscem akcji jest zatem opuszczone domostwo, z zaniedbanym pobliskim cmentarzem,w którym, od czasu do czasu, pojawia się tytułowa kobieta w czerni.
Przebiegły Wam ciarki po plecach? Hmm… Nie? No mnie też nie. Przynajmniej jak zapoznałam się z takim mniej więcej opisem na okładce. Natomiast podczas lektury było już zupełnie inaczej. Zdarzyło się kilka momentów gdzie faktycznie się bałam. Przypadła mi do gustu pierwszoosobowa narracja, w której odnaleźć można było wiele opisów stanów emocjonalnych głównego bohatera. Z pewnością to sprawiało, że nie znajdziemy w tej powieści zbyt wiele zwrotów akcji. Wręcz przeciwnie – opowieść snuje się powoli i leniwie, w swoim tempie. Poza tym nie ma w niej zbyt wielu typowych dla tego rodzaju literatury chwytów. Wszystko jest owiane tajemnicą, która powoli dopiero, z każdą kolejną stronicą, przed nami się odsłania. To mi się właśnie podobało.
I to z kolei twórcy filmu pod tym samym tytułem zarzucili. O ile powieść Susan Hill Kobieta w czerni mogę spokojnie polecić, o tyle oglądanie filmu odradzam (owszem, jest parę strasznych momentów – sama ze dwa razy wrzasnęłam, ale po prostu boję się na takich filmach). Film ma się nijak do książki – wprowadzono bardzo dużo zasadniczych zmian i zrobiono po prostu hollywoodzką sieczkę – począwszy od standardowych scen z upiornie wyglądającymi zabawkami.
Susan Hill, Kobieta w czerni, tłum. Jan Jackowicz, Wydawnictwo Amber, 2012.
Obejrzałem film, książki nie czytałem. Nie przepadam za „strasznymi” klimatami – szczególnie w hollywoodzkim, banalnym wykonaniu. Książkę zapewne lepiej by się „spożywało”.