Atlas: Doppelganger
Gdybym miała komuś opowiedzieć o czym jest debiutancka książka Dominiki Słowik Atlas: Doppelganger to miałabym spory kłopot. Bo tej książki nie da się opowiedzieć. Zapamiętuje się bowiem jedynie kilka czy kilkanaście poszczególnych historii, atmosferę i styl. Ale to wystarczy. No – i zapamiętuje się jeszcze świetną okładkę, zaprojektowaną przez Oksanę Shmygol – ale to już zupełnie na marginesie, temat książkowych okładek zasługuje bowiem na osobny wpis.
dziadek większość historii opowiedział nam po kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt razy, zawsze w nieco zmienionej wersji, więc człowiek nigdy nie był do końca pewien, czy to faktycznie ta sama, już usłyszana opowieść, czy zupełnie nowa, tyle że podobna do starej. ? i taki jest Atlas: Doppelganger, który jest tylko wersją pewnej opowieści ? o latach 90., dzieciństwie, historii i poszukiwaniach własnego miejsca i znalezienia odpowiedzi na nurtujące, ważkie pytania; napisana w innym czasie czy miejscu, byłaby o tym samym, ale już nie do końca tym samym. Opowieść o transformacji, przemianach, obnażaniu zębów przez kapitalizm: (?) z głębi przebijała, przecierała się, wyzierała inna rzeczywistość; jakby z tego poloneza caro (z kratką, dostawczego, bo wiadomo, taniej na firmę) razem z kolorowym olejem wyciekał na ulicę tłustymi plamami cudowny i magiczny kapitalizm.
Jednym z punktów odniesienia, słońcem w tym układzie słonecznym szarych blokowisk, jest dziadek. Bez niego nie byłoby całej tej historii: dziadek nagle rozrasta się do niezwykłej konstelacji obrazów, wspomnień, zapachów, dawno zapomnianych gestów, miejsc i historii, ze swoją skórą porżniętą zmarszczkami jak pryzmat, który rozbijał świat wokół nas, nagle piękniejszy i bogatszy, na nieskończoną ilość barw, pokazując je nam, zachwyconym, zatopionym w feerii kolorów i świateł, patrzyłyśmy więc w twarz dziadka, na blok i osiedle niczym przez pocięty, przezroczysty kryształ i tylko dlatego nie potrafię przypomnieć sobie rysów jego twarzy.
Z jednej strony mamy gadaną historię, pełną wspomnień i powrotu do tego, co minęło, z drugiej zaś ? tajemniczą, pociągającą opowieść o blokowisku-labiryncie, pełnym opustoszałych mieszkań. Na pewne tropy i znaczenia naprowadza nas sama autorka ? wyjaśniając tytuł swojej książki.
Na samo słowo doppelganger gdzieś już kiedyś się natknęłam; okoliczności nie pamiętam. Dobrze, że autorka, powołując się na Słownik terminów kultury, go wyjaśnia. A zatem doppelganger to słowo (pochodzące z języka niemieckiego), które oznacza sobowtóra, cień, mitologicznego bliźniaka; dosł. to podwójny wędrowiec. Atlas z kolei odnosi się do tych wszystkich zbieranych z pietyzmem opowieści, z różnych miejsc i różnych czasów. Opowiadanych z zacięciem, z rubasznym humorem, ale też zwyczajnie polskich, pełnych przekleństw: tych wszystkich kurew i chujów złamanych.
Po książkę Dominiki Słowik sięgnęłam w ciekawym dla siebie momencie. Atlas: Doppelganger to opowieść o podróży (nie tylko w przestrzeni, przede wszystkim w czasie), a mnie właśnie gdzieś, nie wiadomo gdzie (ba, nawet do końca nie wiadomo kiedy), ciągnie. Może lektura tej powieści wypchnie mnie za próg? Kto wie? Warto w tym miejscu przywołać słowa Jo?o Pardal, które pojawiają się we wstępie i są wprowadzeniem w temat powieści:
(…) zagubienie jest podświadomym pragnieniem każdego podróżnika i stanowi zarazem podstawę paradoksu podróży. Na czym więc ów paradoks polega? Jeśli w trakcie podróży zdołasz się zgubić, to znaczy obojętnym jest ci, jak w odniesienie do reszty świata położone jest miejsce, w którym się znajdujesz, (…) można powiedzieć, że jest to pewien rodzaj szczęścia i osiągniętego celu. Otóż przed wyruszeniem w podróż każdy podróżujący był dokładnie w takim stanie – zagubienia w stosunku do reszty świata. Można takie zagubienie, z braku lepszej terminologii, nazywać domem. Wyruszenie w podróż jest tożsame z rozpoczęciem poszukiwań drugiego takiego miejsca, ale założeniem, mniej lub bardziej świadomym, tkwiącym u początków każdej podróży, jest poszukiwanie miejsca nie tylko lepszego od tego, z którego się wyrusza, lecz przede wszystkim, w jakimś sensie właściwego.
Ta powieść jest z pewnością tą właściwą. Warto po nią sięgnąć; ja świetnie się przy niej bawiłam, zaśmiewając się momentami do łez. Kiedy wpadnie się w jej rytm, naprawdę trudno się od niej oderwać. I prócz wciągającej – uwaga! dosłownie – formy, jest też i treść, metafizyczna, fantastyczna, niezwykła.
Dominika Słowik, Atlas: Doppelganger, Wydawnictwo Znak, Kraków 2015.
*Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak. Dziękuję!
Zachęcająca recenzja. Ja na słowo „doppelganger” natknęłam się ostatnio w książce Joanny Bator „Wyspa Łza”, która również traktuje m.in o sobowtórze i też w pewnym sensie wędrowcu – w wypadku Bator o mrocznej siostrze bliźniaczce. Bardzo możliwe, że sięgnę po „Atlas” Doppelganger” po skończeniu Bator, aby kontynuować ten wątek.
Polecam. „Wyspa Łza” czeka na mnie cierpliwie na półce w Toruniu, może uda się niebawem po nią sięgnąć.