Agnieszka Graff w Łodzi

Fot. Paulina Matysiak; CC BY-SA 3.0 PL

Fot. Paulina Matysiak; CC BY-SA 3.0 PL

W środę, 25 lutego, w świetlicy Krytyki Politycznej w Łodzi* odbyło się spotkanie z Agnieszką Graff, badaczką, feministką, tłumaczką i publicystką. Spotkanie, przy okazji ostatniej książki Graff: Jestem stąd, poprowadziła dr Edyta Pietrzak.

Bardzo się cieszę, że mogłam uczestniczyć w tym spotkaniu. Przyszło dużo osób; w sympatycznej atmosferze, wypełnionej sensownymi pytaniami, zarówno prowadzącej, jak i osób z sali (sama zresztą miałam swój niewielki udział w tychże pytaniach), spędziłam wieczór.

Każde spotkanie ma swoją dynamikę, swój klimat, który bardzo trudno oddać potem w słowach, w ustnej czy pisemnej relacji. Nie da się opisać ulotnych wrażeń, uśmiechów, spojrzeń, gestów, zimnego powietrza (okno było otwarte). Ale da się zrobić dobry uczynek:

O czym mówiła Graff? Wątków poruszonych było sporo. Nie mogło zabraknąć paru słów o ostatniej aferze związanej z artykułem, który ukazał się „Wysokich Obcasach Extra” [ dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi, parę linków: 1. pierwszy tekst, który wywołał falę krytyki Bank gniewu – Wysokie Obcasy Extra, 2. Głos feministek i organizacji feministycznych List otwarty – Codziennik Feministyczny, 3. List – Magdalena Środa, Agnieszka Graff – Gazeta Wyborcza, 4. Odpowiedź redaktor naczelnej „Wysokich Obcasów Extra” i autorki artykułu Bank gniewu Natalii Waloch-Matlakiewicz Gniew jest złym doradcą – Gazeta Wyborcza – sprawa jeszcze się nie skończyła, dyskusja trwa ]. Graff opowiedziała o manipulacji i przekłamaniu, wykorzystaniu jej wypowiedzi, a przy tym zwróciła uwagę na fakt, że nam, kobietom zależy na tym, by nas lubiono. To oczywiście pewien skrót myślowy, ale chodzi głównie o to, że nie jesteśmy asertywne (trudno więc szybko uciąć/zakończyć rozmowę; ciężko się postawić komuś etc.). Do tego dochodzi silny element socjalizacji – to dziewczynki mają być tymi grzecznymi, zawsze uśmiechniętymi, na każde zawołanie istotami (od chłopców się tego nie wymaga, a nawet jeśli odrobinę, to w wielu kwestiach im się pobłaża).

Podobała mi się szczególnie ta część spotkania, która dotyczyła pewnego momentu przejścia, zaskoczenia, olśnienia, swego rodzaju KLIK, po którym już nigdy nie myślimy tak jak wcześniej. Przykładem była historia Teresy Oleszuk (ta historia jest chyba przywołana w książce Świat bez kobiet Agnieszki Graff), która w dzieciństwie musiała zbierać skarpetki po bracie. I oczywiście nie chodzi o same skarpetki, tylko raczej o pewną rolę i umiejscowienie w strukturze – to kobieta usługiwała mężczyźnie (w tym przypadku po nim sprzątając), a nie odwrotnie. Ten moment zadziwienia, czasem właśnie odkrycia pewnej struktury, i idący za nim wkurz na patriarchat (można nawet nie znać tego słowa) to pierwszy ruch w stronę feminizmu, poszukiwania innych kobiet, bo „nie można być feministką w pojedynkę”.

Graff mówiła też, że „feminizm jest dzianiem się, jest byciem z innymi kobietami”. Gdzieś w tym momencie pojawił się wątek siostrzeństwa. Mnie natomiast przypomniała się atmosfera na Sali Kongresowej podczas I Kongresu Kobiet – tam poczucie właśnie siostrzeństwa i pewnej wspólnoty było obecne. Było w tym coś niesamowitego, wyjątkowego. I to było uczucie, które towarzyszyło, przypuszczam, większości kobiet – wtedy i tam. Problem jednak polega nie na podniosłości i wyjątkowości pewnych momentów, ale na zwyczajnym życiu i ścieraniu się różnorakich poglądów – między samymi kobietami. Tego też dotyczyło moje pytanie: czy Kongres Kobiet powinien skupić się tylko na tych wątkach swojej narracji, które łączą większość kobiet (np. przemoc wobec kobiet, macierzyństwo), czy jednak zajmować się też innymi, które wzbudzają kontrowersje, czy na które nie ma zgody we wszystkich środowiskach (np. kwestia praw reprodukcyjnych)? Odpowiedź Graff była jednoznaczna – wszystkimi. Graff nie uczestniczyłaby w Kongresie Kobiet, gdyby nie podjął tematu praw reprodukcyjnych kobiet.

„Kobiety mają wiele do ugrania na podważeniu niewidzialnej ręki rynki – dlatego, że wolny rynek nie załatwia tego, czego kobiety oczekują” – mówiła Graff. I dodała: „nie można być fanką wolnego rynku i feministką jednocześnie”. O tym, między innymi, pisała Graff w Matce feministce, która być może odbija się autorce czkawką – zwłaszcza w kontekście nadużywanej opowieści o przejściu od zgniłej liberałki do matki feministki. Graff podkreśliła możliwy backlashowy wymiar tej książki.

Ech, i tak nie napisałam o wszystkich poruszonych wątkach. Po prostu się nie da. Spotkanie było żywe, ciekawe i inspirujące. Z pewnością wybrałabym się bez wahania na kolejne spotkanie z Agnieszką Graff. Mam nadzieję, że będzie ku temu okazja.

* świetlica Krytyki Politycznej w Łodzi mieści się przy ul. Piotrkowskiej 101 (lewa oficyna, 1 piętro)

Zostaw komentarz

Twój e-mail nie będzie widoczny.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.