Dziewczynka, która za bardzo lubiła zapałki
Mam jeden ulubiony antykwariat, w którym zawsze znajduję jakieś dobre książki. Nie ma możliwości, żebym wyszła stamtąd z pustymi rękoma. W kwietniu przywiozłam (bo antykwariat znajduje się w Gdańsku) kilka powieści, wśród których była Dziewczynka, która za bardzo lubiła zapałki Gaétana Soucy’ego. Kolejny dobry wybór!
Na język polski została przetłumaczona tylko ta jedna powieść, która przyniosła kanadyjskiemu autorowi sławę. Powieść znalazła się w finale Nagrody Renaudot, otrzymała Prix Ringuet de l’Académie des Lettrees du Québec oraz Prix du grand public La Presse/Salon du livre de Montréal, a także została przełożona na kilkanaście języków.
Wziąć wszechświat w swoje ręce
Powieść to jeden dzień z życia rodzeństwa, które musi pochować zmarłego ojca. Tak zresztą rozpoczyna się cała historia: Musieliśmy, brat i ja, wziąć wszechświat w swoje ręce, gdy pewnego ranka, tuż przed świtem, tata cichaczem wyzionął ducha. Swoją drogą, czy nie jest to jedno z piękniejszych zdań otwierających współczesną powieść?
Główny bohater, który jest jednocześnie narratorem (powieść to testament, z którym się zapoznajemy), opowiada o tym, jak udaje się do pobliskiego miasteczka, w którym nigdy nie był, by zdobyć trumnę dla zmarłego ojca. Ta wyprawa to jednocześnie podróż do przeszłości. Między kolejnymi zdaniami bohater przemyca niejasne informacje, które – gdy w końcu je połączymy – zaszokują i przerażą.
Z samej już opowieści wiemy, że nie była to do końca zwyczajna rodzina. Dom, położony w lesie, poza miastem, nie był przez nikogo prawie odwiedzany. Dzieci, pozostawione samopas, nie odebrały żadnej edukacji, miały bardzo nikłe pojęcie o świecie, tresowane (tak, to dobre słowo) przez ojca, żyły z dnia na dzień. W zasadzie niewiele więcej się o nich dowiadujemy – nie wiemy w jakim są wieku, jak mają na imię, zaczynamy mieć wątpliwości nawet co do ich płci – choć ojciec zwracał się do nich per „synowie”.
Niebezpiecznie jest się bawić zapałkami
Gdybym miała powiedzieć w jednym zdaniu o czym jest ta książka, to podsumowałabym ją tak: to historia o złu w świecie, w którym nie ma pojęć dobra i zła. Wydarzenia relacjonuje osoba, które nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co się dookoła niej dzieje i która nie do końca wie, w jakim stanie się znajduje. Używa sformułowań i fraz w niewłaściwych kontekstach, czasami nadając im odmienne znaczenie (to efekt samodzielnej nauki i studiowania słowników i filozoficznych tekstów w domowej bibliotece).
Z każdym kolejnym akapitem pojawia się coraz więcej niewiadomych – gdzie jest mała siostra, o której co rusz ktoś przypomina? Co się stało z matką rodzeństwa? Czy Sprawiedliwa Kara była naprawdę sprawiedliwa?
Pewnym tropem interpretacyjnym może być wybrane przez Soucy’ego motto. To cytat z Ludwiga Wittgensteina:
Doświadczenie związane z odczuwaniem cierpienia nie polega na tym, że jakaś osoba (na przykład JA) coś posiada. Cierpienia mają określoną intensywność, miejsce, etc., ale nie mają właściciela. Bo czymże wtedy byłyby cierpienia, których „nie ma” nikt? Cierpienia, które do nikogo naprawdę nie należą?
Cały ten problem wynika stąd, iż cierpienia przedstawiane są zawsze jako coś, co można dostrzec – w takim samym znaczeniu, w jakim dostrzega się pudełko zapałek.
W tej książce nie ma szczęśliwych postaci. Za takową być może uważa siebie główny bohater – należy jednak wątpić w samodzielną i miarodajną ocenę jego/jej życiowej sytuacji. Ojciec, który popełnia samobójstwo, szczęśliwy z pewnością nie jest. Zostawia na pastwę losu swoje niesamodzielne dzieci, nie troszcząc się (mimo możliwości) chociażby o ich prawne zabezpieczenie. Nienazwane cierpienia, są przecież wciąż cierpieniami, prawda?
Soucy fantastycznie wodzi za nos czytelnika, który z ciekawością podążając wyraz za wyrazem, zdanie za zdaniem ku końcowi powieści, co rusz napotyka się na kolejne zaskakujące go informacje, zupełnie zmieniające obraz całości.
Trudno nawet zakwalifikować tę powieść do jednego gatunku – mamy bowiem do czynienia z jakąś eklektyczną formą, w której spotykają się i makabreska, i powieść z nurtu realizmu magicznego, czy bizarro fiction. Na mnie zrobiła olbrzymie wrażenie i z chęcią sięgnę do innych tekstów Soucy’ego.
Gaétan Soucy, Dziewczynka, która za bardzo lubiła zapałki, przeł. Magdalena Kamińska-Maurugeon, Noir Sur Blanc, Warszawa 2007.
Po tej recenzji mam mega ochotę przeczytać tę książkę :)
Ja polecam, choć trzeba mieć na uwadze, że jest bardzo specyficzna. Albo się nią człowiek zachwyci, albo ją odrzuci. W tym przypadku nie ma półśrodków :-)
Dzięki Tobie moja lista książek do przeczytania urosła o tę pozycję. Aż żałuję, że nie przeczytam jej jeszcze dziś.
Bardzo dobrze, że przytoczyłaś słowa, które otwierają tą książke, gdyż są piękne, wzruszają. Już one same sprawiły, że koniecznie muszę przeczytać tą książkę. Twoja recenzja jedynie potwierdziła to czego od początku bardzo pragnęłam.
Bardzo byłam ciekawa, do jakiego gatunku zakwalifikowałabyś tę książkę, bo zapowiada się naprawdę superciekawie. Dopsiuję do listy, dzięki za recenzję! :)
Lubię sięgać po wyłamującą się ze schematów literaturę, książkę będę miała na uwadze. :)
Bookendorfina
Uwielbiam wizyty w antykwariatach! Nie raz można tam znaleźć na prawdę fajne książki :)
Podoba mi się zarys fabuły. Zachęciłaś :)
Zachęciłaś mnie bardzo. Z przyjemnością przeczytałam tę recenzję i aż mam ochotę już zacząć tę książkę czytać. Głównie ze względu na to, że właśnie mamy do czynienia, jak napisałaś, z eklektyczną formą, co mnie bardzo intryguje.
Wrzuciłam na swoją listę „do przeczytania” :)
Brzmi bardzo ciekawie, muszę zapisać, by o niej nie zapomnieć :)
Brzmi bardzo ciekawie, wręcz fascynująco. Chociaż czuje, że albo człowiek się w niej zakocha albo znienawidzi od pierwszych linijek. Rzadko spotyka się takie tytuły.