Czy gdzieś na świecie istnieje idealna biblioteka?
Już od jakiegoś czasu wciągałam Was – czy to na Twitterze, czy to na Facebooku – do dyskusji na zapowiadany w tytule temat. Pojawiało się dużo sugestii, propozycji i uwag. Zebrałam je w tym wpisie. Bo czy gdzieś na świecie istnieje idealna biblioteka?
Przewrotnie można byłoby zacząć od lektury świetnego eseju Umberto Eco O bibliotece. Wystarczy odwrócić zaprezentowany przez niego fikcyjny wzorzec złej biblioteki, by zobaczyć jak powinna wyglądać ta idealna. Jak sam pisze Dobra biblioteka w znaczeniu złej biblioteki (a więc dobry przykład negatywnego wzorca, jaki staram się zbudować) musi być przede wszystkim ogromnym koszmarem, musi być totalną zmorą i w tym sensie opis Borgesa dobrze tutaj pasuje. Eco wymienia dziewiętnaście punktów, z których – pozwólcie – przywołam moje trzy ulubione:
- Bibliotekarz winien uważać czytelnika za wroga, nieroba (w przeciwnym razie byłby przecież w pracy), za potencjalnego złodzieja.
- Należy zniechęcać do wypożyczania.
- Jeśli tylko się uda – żadnych ubikacji.
Eco oczywiście przerysowuje, choć trzeba mu przyznać, że niektóre jego spostrzeżenia są dość trafne – myślę, że każdy z nas natknął się czasem na bibliotekarza/bibliotekarkę zniechęcających do korzystania z bibliotecznych zasobów. Zachęcam do sięgnięcia do całego tekstu włoskiego intelektualisty.
Biblioteka bibliotece nierówna. Inne oczekiwania mamy względem biblioteki uniwersyteckiej, pedagogicznej, szkolnej, czy też miejskiej/powiatowej/gminnej. Inne są ich zadania i cele, choć wspólny trzon można znaleźć. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat wiele się zmieniło. Zacznę od garści statystyk:
W roku 1990 w Polsce działało 10.269 bibliotek oraz 17.565 punktów bibliotecznych, w 2012 roku bibliotek było już tylko 8.182, a punktów bibliotecznych – 1.280. Autorzy opracowania „Sieć bibliotek w Polsce, zbiory biblioteczne oraz czytelnictwo w latach dziewięćdziesiątych” zaznaczają: Już rok 1992 był pierwszym w okresie powojennym, w którym liczba punktów bibliotecznych była mniejsza od liczby bibliotek i filii, a różnica ta stale się pogłębia. Liczba punktów bibliotecznych stanowiła w 1999 r. 16,5% liczby punktów działających w 1990 r.
Idealna biblioteka to czasem ta, która po prostu jest
W ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat w Polsce zamknięto 2087 bibliotek. Do tego zamknięto 16.285 punktów bibliotecznych. Sami sobie odpowiedzcie czy dużo to, czy mało. W kraju gdzie dostęp do biblioteki jest coraz trudniejszy, a czasem nawet nieosiągalny, trudno się dziwić spadającym statystykom dotyczącym poziomu czytelnictwa. Autor tekstu z portalu Moja Polis zauważa, że: Ustawa o bibliotekach stanowi, że każda ?gmina organizuje i prowadzi co najmniej jedną gminną bibliotekę publiczną?. Dane zbierane przez GUS i udostępniane przez mojapolis.pl pokazują, że są wyjątki od tej reguły: 19 gmin nie ma żadnej biblioteki, z tego w 17 gminach nie działa nawet punkt biblioteczny. Są to wyłącznie gminy wiejskie i miejsko-wiejskie. Nic dziwnego, że idealna biblioteka to czasem ta, która po prostu jest.
Najważniejszy jest czytelnik
Idealna biblioteka to ta, w której najważniejszy jest czytelnik i jego potrzeby. Jakość obsługi czasami pozostawia wiele do życzenia – byłoby świetnie, gdyby bibliotekarz umiał stanąć w roli przewodnika, potrafił polecić czy zasugerować dobrą lekturę. Nikt nie chce mieć do czynienia tylko z wydawaczem książek. Pokazanie, że dla biblioteki ważny jest czytelnik i jego zdanie, wcale nie jest takie trudne. Biblioteka Pedagogiczna im. gen. bryg. prof. E. Zawackiej w Toruniu dobrych kilka lat temu wprowadziła sympatyczny zwyczaj – czytelnicy mogli zasugerować, co chcieliby przeczytać – służy do tego specjalne pudełko, do którego wrzuca się kartkę z zapisanym tytułem i autorem interesującej nas książki. I te tytuły biblioteka kupuje!
W moim przekonaniu wciąż trudno przestawić się na myślenie, że to czytelnik jest najważniejszy w bibliotece. Bez niego zwyczajnie bibliotek by nie było.
Godziny otwarcia
Wiele osób narzeka na godziny w jakich otwarte są biblioteki. Oczywiście, wszystko zależy od rodzaju biblioteki i miejscowości, a także typu naszej aktywności – co innego wpaść do biblioteki po kolejne książki, a co innego siedzieć w czytelni nad materiałami. Z pewnością można ułatwiać czytelnikom zwrot książek, rozwiązania takie jak bibliobox są coraz bardziej popularne.
@PolaMatysiak Powinna być otwarta w weekendy do późna. W Poznaniu, wspaniała b. raczyńskich jest weekendowo niedostępna, gdy akurat mam czas
? Mariusz Łodyga (@MariuszLodyga) marzec 3, 2015
Biblioteki zresztą wychodzą naprzeciw potrzebom czytelników – np. biblioteki uniwersyteckie w czasie sesji mają często wydłużone godziny otwarcia, studenci mogą – dosłownie – siedzieć po nocach nad książkami. Godziny otwarcia instytucji, podobnie jak godziny wydarzeń artystycznych – wystaw czy spotkań autorskich w bibliotekach, powinny być dostosowane do potrzeb odbiorców.
Książki
W idealnej bibliotece jest dużo nowości i bieżącej prasy – zresztą nie oszukujmy się, to najczęściej właśnie po nowości przychodzą czytelnicy. I tu pytanie przy okazji prac nad ustawą o jednolitej cenie książek – czy stała cena książek, przez rok od daty ich wydania, nie spowoduje spadku zakupu nowości przez biblioteki? Pytanie zostawiam, bo nie miejsce tu na rozstrzygnięcia.
Drugą sprawą jest wolny dostęp do półek – np. po wprowadzeniu Wolnego Dostępu w Bibliotece Uniwersyteckiej w Toruniu wielu studentów i pracowników chwaliło ten pomysł – na wyciągnięcie ręki ma się dostęp do ok. 100 tys. książek, można przespacerować się między regałami, przejrzeć woluminy stojące na półkach i bardzo często trafić na jakąś perełkę, o której w ogóle nie mieliśmy pojęcia.
Wiele osób, z którymi rozmawiałam, zwracało uwagę na różne mankamenty – np. rozbijanie serii książek na różne filie – w efekcie tom 1. jakiegoś cyklu można wypożyczyć w filii nr 4, a kolejny – w filii nr 1. Inną kwestią jest liczba książek, którą czytelnik może wypożyczyć, a także termin, po którym musi zwrócić książki. Najczęściej wygląda to tak, że książkę można wypożyczyć na miesiąc (czasami przy nowościach to 2 tygodnie), po tym czasie jest możliwość jej przedłużenia – najczęściej tylko na miesiąc.
Tak wygląda to w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Kutnie – książkę wypożyczam na miesiąc, potem mogę ją przedłużyć o kolejny miesiąc (mogę zrobić to sama, z poziomu swojego konta elektronicznego). Po tym czasie nie ma już możliwości przedłużenia książki. Jeśli chcę ją zatrzymać na kolejny miesiąc – z książką osobiście muszę udać się do biblioteki. Procedura jest prosta: książki oddaję, znikają z mojego konta, za minutę ponownie je wypożyczam, książki pojawiają się ponownie na moim koncie, mogę iść do domu. Takie absurdalne zasady funkcjonują w wielu bibliotekach i wprowadzane są tylko po to, by podbijać statystyki – jest bowiem czytelnik, są kolejne wypożyczenia, i tak się kręci licznik odwiedzin.
Biorąc pod uwagę zaś dane, które zbiera Biblioteka Narodowa (deklaracje respondentów dotyczące czytania książek w ciągu 12 miesięcy poprzedzających badanie w latach 2002-2014 – wykres poniżej), łatwo wywnioskować, że do najbardziej stabilnej grupy czytelników zaliczają się ci, którzy czytają 1-6 książek rocznie (w ciągu ostatnich dziesięciu lat zmalała grupa osób czytających więcej niż siedem książek rocznie i wzrosła grupa osób nieczytających w ogóle). Skoro tak, czemu by nie wprowadzić wypożyczania książek od razu na dwa miesiące z góry i nie bawić się już w żadne prolongaty?
Atmosfera
To akurat wszystko to, co najtrudniej opisać – zaczyna się od tych wszystkich kawiarni, których oczekujecie w bibliotece czy jej pobliżu (od biedy może być automat z kawą) + oczywiście bibliotekarze, którzy nie będą załamywać rąk widząc Was z kubkiem przy czytelnianym stoliku. Warto wspomnieć o sprzyjającej czytaniu atmosferze – wygodnych sofach czy fotelach oraz dobrym oświetleniu (duże okna i naturalne źródło światła oraz lampki przy stolikach). W idealnej bibliotece nie ma bzdurnych zasad, których trzeba przestrzegać (od razu przypomina mi się Biblioteka UMK, w której do Wolnego Dostępu – na I piętrze – nie można wejść z plecakiem czy torbą, mimo że książki są zabezpieczone i wychodząc z biblioteki przechodzi się przez bramki – jest nawet ochroniarz pilnujący porządku!).
A tak naprawdę nie zapominajmy, że tak naprawdę chodzi przecież o przyjemność płynącą z lektury – pięknie o niej pisał Amos Oz: […] nos Gogola i pomarańczowa barwa Yizhara, i krowa na balkonie, i wujowie Yaakova Shabtaia, a nawet diaboliczne konie Kafki – wszystko to, oprócz ofiarowania czytelnikowi dobrze znanych przysmaków edukacyjnych, informacyjnych i innych, wciąga w świat przyjemności i radosnej gry. W każdej z tych opowieści znajdujemy coś nieosiągalnego inną drogą: nie tylko odbicie znanego nam świata i nie tylko podróż w nieznane, ale prawdziwe olśnienie, wywołane dotykiem „niewyobrażalnego”. Które za sprawą tego utworu staje się wyobrażalne, dostępne naszym zmysłom i naszym lękom, naszej wyobraźni i naszym uczuciom.
Biblioteka powinna tę przyjemność umożliwiać i ułatwiać. Przecież po to przychodzę do biblioteki, by wypożyczyć książkę, a nie denerwować się dziwnymi regułami.
Czy istnieje idealna biblioteka?
Trudno odpowiedzieć na to pytanie, wiele bowiem zależy od naszych oczekiwań. Być może takim miejscem jest biblioteka w Rumi – Stacja Kultury, powstała w wyremontowanym dworcowym budynku (koniecznie zgooglujcie)? Ja swojej idealnej biblioteki wciąż szukam…
To już koniec! Gratuluję, jeśli dotarłeś/aś do tego momentu, bo to najdłuższy, jak do tej pory, wpis na moim blogu. Jakie są biblioteki, z których korzystasz? Czy jest coś, co Cię w nich denerwuje, a może jest coś, co jest świetnym rozwiązaniem? Czy istnieje idealna biblioteka? A może już z takiej korzystasz ? Koniecznie zostaw na nią namiary w komentarzu!
Jeśli chcesz otrzymywać informacje o innych tekstach, które pojawiają się na Zaginam Rogi, to możesz zapisać się na newsletter, do czego gorąco Cię zachęcam – nie ma spamu, za to w Twojej skrzynce mailowej są zawsze najciekawsze wpisy.
A jeśli uważasz ten tekst za interesujący – podeślij go swoim znajomym albo udostępnij na Facebooku lub Twitterze. Dziękuję!
Dla zainteresowanych:
Biblioteki: infrastruktura, czytelnicy, finanse – https://www.mojapolis.pl/articles/kultura/articles/biblioteki/
Jorges Luis Borges, Biblioteka Babel [w:] tegoż, Fikcje, przeł. Kazimierz Piekarec, Andrzej Sobol-Jurczykowski, Kalina Wojciechowska, Stanisława Zembrzuski, Warszawa 1972.
Małgorzata Dziubińska-Michalewicz, Andrzej Kojder, Sieć bibliotek w Polsce, zbiory biblioteczne oraz czytelnictwo w latach dziewięćdziesiątych – http://biurose.sejm.gov.pl/teksty_pdf_01/i-797.pdf
Umberto Eco, O bibliotece, przeł. Adam Szymanowski, Świat Książki, Warszawa 2007.
Izabela Koryś, Dominika Michalak, Roman Chymkowski, Stan czytelnictwa w Polsce w 2014 roku – http://www.bn.org.pl/download/document/1428654601.pdf
Moja biblioteka miejska jest biblioteką idealną. Czytelnik i jego potrzeby są na pierwszym miejscu, a sama biblioteka jest bardzo fajnym miejscem, w którym ludzie chętnie spędzają czas. Pisałam o tym jakiś czas temu u siebie na blogu, jak również o tym jak promuje się czytelnictwo w Holandii na blogu Tramwaj Nr. 4. Z dzieciństwa nie mam zbyt dobrych wspomnień związanych z biblioteką osiedlową, w której pani bibliotekarka mnie zrugała jak przeczytałam książkę w jeden dzień i od razu chciałam oddać. To właśnie przez nią przez lata wolałam kupować książki, niż chodzić do biblioteki. Na szczęście w Holandii moje doświadczenia z biblioteką są całkowicie odmienne. Polubiłam to miejsce tak bardzo, że aż zaczęłam tam pracować. :-)
Z większością się zgadzam, ale jedna uwaga – okres wypożyczenia na 2 miesiące, czy dłużej, możliwość prolongowania w nieskończoność jest nie fair, zwłaszcza w biedniejszych bibliotekach, w których nie ma pieniędzy na nowości i do jednego tytułu może się ustawić długa kolejka czekających. Ale znam też przypadki dużej otwartości, np. biblioteki szkolne wypożyczające lektury na cały okres ich omawiania, czy akademickie udostępniające podręczniki na cały semestr. Z kolei prolongaty w bibliotekach publicznych (i nie tylko)często można dokonać telefonicznie, a nie stawiać się osobiście, czyli można to zrobić zdalnie nawet jeśli system biblioteczny tego nie umożliwia. W moim poprzednim miejscu pracy zdarzało mi się prolongować na prośbę czytelnika wysłaną na FB :)
Jedno z drugim się nie kłóci – jeśli ktoś inny chce wypożyczyć książkę i ją sobie zamówi / zarezerwuje to nie ma możliwości prolongaty i książkę trzeba oddać, bo ktoś inny chce z niej skorzystać. Opisane doświadczenia dotyczą książek, których nikt przez 7 miesięcy nie chciał wypożyczyć :-) W kutnowskiej bibliotece nie mogę przedłużyć książek drugi raz przez telefon – muszę przyjść osobiście z książkami :-)
Co więcej, jest technicznie możliwe, żeby okres wypożyczenia skracał się, jeżeli pojawi się zamówienie na książkę (np. od momentu złożenia zamówienia przez kolejną osobę masz 7 dni na zwrot); wtedy można pierwotny okres wypożyczenia ustalić dłuższy. Takie rozwiązanie w Polsce nie jest stosowane, ale moim zdaniem ma dużo sensu w przypadku bibliotek akademickich (w publicznych pewnie sama nie zdecydowałabym się na takie rozwiązanie, chyba że odnośnie zbiorów naukowych).
Technicznie to wszystko jest możliwe, dlatego tak bawią mnie te odpowiedzi bibliotekarek, że „system taki jest i nic nie można zrobić” :-)
Zastanawiam się, czy ktoś badał to, jak biblioteki zbierają dane statystyczne i jak swoimi zasadami/regulaminami poprawiają te statystyki (np. konieczność przyjścia do biblioteki i „przedłużenia” książek – które formalnie są oddaniem książek i wypożyczeniem ich ponownie).
Moja biblioteka gminna pozostawia wiele do życzenia. O co by się człowiek nie zapytał to zawsze odpowiedź brzmi: NIE MA. Pani patrzy się jak na potencjalnego złodzieja a dzień po terminie oddania wypożyczonej pozycji od razu jest telefon z groźbami o kosmicznych karach jakie będą nałożone jeżeli w tej chwili nie oddam książki. Dopiero jak pojedzie się do większego miasta to jest się traktowany jak człowiek.
Do mojej biblioteki większych zastrzeżeń nie mam (poprawiłabym może działanie systemu elektronicznego), może nawet blisko jej do ideału. Chwaliłam się ostatnio na swoim blogu, że w ramach „promocji wakacyjnej” wszystkie książki zostały czytelnikom przedłużone z automatu do września, a w wakacje można pożyczać 5 książek na jedno konto. Raz zdenerwowałam się wymogiem oddawania płaszczy do szatni – wchodzę do biblioteki z reguły tylko na chwilę, po odbiór zamówionych książek i zimą rozpłaszczanie się zajęło by mi pewnie więcej czasu, niż odbiór tych książek. Tymczasem zdarzyło mi się, że bibliotekarka stwierdziła, że nie mogę zajrzeć między półki, bo nie skorzystałam z szatni – pomyślałam sobie wtedy właśnie, że w końcu to biblioteka jest dla czytelnika, a nie czytelnik dla biblioteki i spełniania idiotycznych przepisów. Nie spędzam całych godzin między półkami, a zresztą nawet gdyby tak było, to jest to mój problem, czy się pocę w kurtce, czy nie.
Mam jednak kilka wątpliwości odnośnie przedstawionych w tym artykule pomysłów:
– przedłużanie książek jest ok, jeśli na daną książkę nikt nie czeka – tylko jaka jest tego gwarancja, nawet jeśli książka nie jest nowością. Fajnie, że mamy teraz książki przedłużone do września, ale druga strona medalu jest taka, że pewnie ludzie nie będą zwracać tego, co mają w domu do ostatniego dnia, a ja na zamówione książki sobie poczekam… Dlatego uważam, że powinno być jak jest: książki na miesiąc, można przedłużać jeśli nikt ich nie zarezerwował. I tak przecież ludzie mają często gdzieś przedłużanie i książki przetrzymują, co denerwuje właśnie jak się ma książkę zarezerwowaną – uważam, że w takiej sytuacji kary powinny być dwa razy większe
– godziny otwarcia w weekend bo „ludzie mają wtedy czas” – no tak, tylko ktoś wtedy musi obsługiwać tę bibliotekę, a czy możemy odbierać bibliotekarzom ich wolny czas? Przecież oni też chcą wypocząć.
Dostosowywanie do potrzeb czytelników – tak, ale zawsze trzeba patrzeć na konsekwencje dla innych, nie tylko siebie samego.
Nie zaznaczyłam tego w tekście, bo to oczywiste – jeżeli ktoś rezerwuje książkę w czasie kiedy ja mam ją wypożyczoną, to nie mam już możliwości jej przedłużenia i muszę ją oddać. Tak jest to rozwiązane między innymi w Bibliotece Uniwersyteckiej w Toruniu – książkę wypożyczam na miesiąc, ale mogę ją przedłużyć z poziomu swojego konta internetowego, mogę też zadzwonić do wypożyczalni albo napisać maila i zrobi to dyżurujący bibliotekarz. Jest to niemożliwe, kiedy ktoś podłączy się pod książkę i ją zarezerwuje.
W moim przekonaniu pozwólmy ludziom trzymać książki tyle, ile potrzebują (wypożyczają na miesiąc, przedłużają na kolejny). Co z książki w bibliotece na półce, skoro nikt jej nie będzie chciał wypożyczyć?
Warto spojrzeć na temat biblioteczny, który opisywany jest w Lustrze Biblioteki od dawna. Tam znajdzie Pani idealne biblioteki :) http://www.lustrobiblioteki.pl/
Świetny tekst! Tylko w Rumi, nie Rumii. Pozdrawiam :)
Ale wstyd.
Do zapamiętania: Rumi, ale Warmii :-)
Poprawione!
Prolongata liczona jest jako odwiedziny, wątpię żeby jakakolwiek biblioteka wprowadzała do regulaminu zapis o ograniczonej ilości przedłużenia terminu zwrotu, aby podkręcać statystyki, absurdalny pomysł. Powody są inne i całkiem przyziemne. Większość czytelników przychodzi do biblioteki bez konkretnego tytułu książki w głowie. Ludzie lubią przeglądać to, co akurat leży na półkach, rezerwują tylko bardzo popularne i oblegane tytuły. To, że nikt nie robi rezerwacji na książkę, którą trzyma Pani w domu, nie jest równoznaczne z tym, że ktoś inny jej nie wypożyczy. Inni też powinni mieć prawo wyboru. Tylko bibliotekarz może stwierdzić, czy książka jest często wypożyczana czy stoi cały czas na półce i zrobić odstępstwo od reguły. Inny powód jest taki, że ludzie często prolongują w nieskończoność książki, bo często je gubią lub niszczą.
Pozdrawiam
Częściowo się zgodzę – owszem, gdyby książka stała na półce, być może ktoś by się na nią natknął i ją wypożyczył – ale tego akurat nikt nie wie.
Natomiast co do tego, że to bibliotekarz może stwierdzić, że książka jest często wypożyczana – no cóż, BYĆ MOŻE – tylko jakie to ma znaczenie w opisanej przeze mnie sytuacji? Książki i tak zostały mi przedłużone, tylko zamiast zrobić to samemu za pośrednictwem swojego konta elektronicznego albo dzwoniąc i prosząc o to dyżurującego bibliotekarza, MUSIAŁAM przyjść z książkami do biblioteki. No i najważniejsze – książki nie zostały mi przedłużone, tylko je ODDAŁAM i WYPOŻYCZYŁAM ponownie. I akurat taka praktyka ma znaczenie dla statystyk.
Dokładnie. Jeżeli przyjdziemy osobiście z książką ją przedłużyć, to raczej nikt jej na półce nie zobaczy. :)
A wiedzę bibliotekarza o tym, co jest popularne (można tu też skorzystać z danych z systemu), można w tym kontekście wykorzystać. Bardziej chodliwym tytułom można przypisać bardziej restrykcyjne reguły, a pozostałym wydłużyć czas wypożyczenia itd. :) Z resztą różne polityki dla różnych grup zbiorów to żadna nowość w bibliotekach. :)
Pamiętam jeszcze z czasów studenckich (wtedy biblioteka była jedynym źródłem wiedzy) bardzo zniechęcające bibliotekarki, do czegokolwiek. Oj tak czytelnik był wrogiem, a student wrogiem numer jeden. Ecco „O bibliotece” dopisany na listę :) Pozdrawiam
Ja juz dawno nie byłam w bibliotece (zmiany miejsc zamieszkania), ale wreszcie mam plan zapisać się do jednej tu gdzie wreszcie chyba na dłużej osiadłam. Zmusza mnie do tego tez fakt, że juz miejsca za mało na książki w domu ;)
Inspirujący wpis! Na pewno z moimi uczniami przeprowadzę burzę mózgów, by stworzyć idealną bibliotekę dla nich. Ja zawsze lubiłam chodzić i nadal lubię chodzić do każdej biblioteki, bo każda ma coś w sobie wyjątkowego, niepowtarzalnego no i w każdej są książki! :D
To bardzo fajny pomysł. Proszę później napisać, co wymyślili uczniowie. Powodzenia!