8 książek, które musisz przeczytać – poleca Marcin Jakubowski
W pierwszej odsłonie Śniadań mistrzów książki poleca Marcin Jakubowski, fizyk w Instytucie Fizyki Maxa Plancka w Greifswaldzie zajmujący się badaniami nad syntezą termojądrową. Ukończył studia na Wydziale Matematyki, Fizyki i Informatyki Uniwersytetu Opolskiego, doktoryzował na Uniwersytecie w Bochum prowadząc jednocześnie badania w Forschungszentrum Jülich. Pracował w kilku największych ośrodkach zajmujących się badaniami nad syntezą termojądrową, m.in. w General Atomics w San Diego i National Institute for Fusion Science w Japonii. Pisze o nauce na Twitterze i stronie www.pieknonauki.pl
- Richard Feynmann QED. Osobliwa teoria światła i materii. Żadna inna książka nie pokazuje w tak dobitny i zrozumiały sposób, jak dziwnym i kontrintuicyjnym jest świat mechaniki kwantowej. Feynmann był genialnym fizykiem i wybitnym nauczycielem – jego cztery wykłady ze świata cząstek elementarnych czyta się z wypiekami na twarzy.
- Isaak Babel Opowiadania odeskie – historie z półświatka odeskich Żydów to panorama ludzkich losów, namiętności i charakterów. Pełna humoru, wypełniona po brzegi przepięknymi frazami i przenikliwymi spostrzeżeniami książka, którą wożę ze sobą po całym świecie. Czytana wielokrotnie, za każdym razem odkrywa przed czytelnikiem coś nowego.
Richard Dawkins Samolubny gen – znany ewolucjonista w tej bardzo przystępnie napisanej książce próbuje przekonać nas, że jesteśmy maszynami stworzonymi przez geny by zapewnić im przetrwanie. Ta kontrowersyjna hipoteza jest też dla Dawkinsa pretekstem, by zaprezentować jak piękną i kompletną jest teoria ewolucji. To jedna z książek, która może sprawić, że inaczej spojrzymy na świat nas otaczający.
- Alexander Dumas Hrabia Monte Christo – najlepsza powieść przygodowa jaka kiedykolwiek powstała. Kropka. Rozpisana na wiele osób i lat intryga, niejednoznacznie moralne wybory i niesamowicie plastycznie opisana XIX-wieczna Francja. Historia zdrady i zemsty Edmund Dant?sa, choć dzieje się dokładnie 200 lat temu, wciąga od pierwszej strony i pozostawia z niedosytem po przeczytaniu ostatniej.
Stephen Hawking Krótka historia czasu – o ile książka Feynmanna prowadzi czytelnika przez dziwaczny świat subatomowy, Hawking pokazuje, że w skali kosmicznej fizyka jest równie zadziwiająca. Czarne dziury, zakrzywiona czasoprzestrzeń i Wielki Wybuch to nie są terminy z powieści science-fiction, lecz chleb powszedni astronomów. Świetne wprowadzenie do kosmologii naszego wszechświata.
- Dramaty Szekspira. Nie wiem, czy jest prawdą twierdzenie, iż Szekspir napisał wszystkie możliwe historie. Wiem za to, że do dziś są w pełni aktualne. Nie umiem wybrać jednego tytułu. Hamlet i Makbet to oczywiście kanon światowej literatury, ale ja polecam Kupca weneckiego i Burzę – najlepiej w przekładzie Stanisława Barańczaka – po ich przeczytaniu będziecie chcieli sięgnąć po więcej.
- Waldemar Łysiak MW – wędrówka przez Muzeum Wyobraźni, gdzie w każdym z rozdziałów autor opisuje swoje ulubione obrazy. Książka ma typową dla Łysiaka formę, gdzie dany obraz jest tylko pretekstem do opowieści o ludziach, historiach lub wydarzeniach. Ale to przede wszystkim zbiór opowieści o arcydziełach malarstwa. Pięknie napisane w czasach, kiedy Łysiak nie był jeszcze zmanierowanym, prawicowym felietonistą.
Stanisław Lem Solaris – powieść Lema korzysta z typowego dla science-fiction akcesorium: kontakt człowieka z obcymi, ale to Lem potrafił ulepić z tego arcydzieło literatury. Granice ludzkiego poznania, mierzenie się z nieznanym, ale także i przede wszystkim próba odpowiedzi na odwieczne pytanie: co sprawia, że jestem człowiekiem?
Super pomysł na cykl! Już chcę więcej! :)
Będzie więcej – w każdą niedzielę rano! Zapraszam do zapisania się na newsletter – nic nie umknie ;)
Co tu dużo mówić – to repertuar, który zdecydowanie do mnie trafia; w innych słowach: nie jest przehumanizowany.
Czytałem kilka książek Feynmana, m.in. jego wykłady z fizyki i kilka jego mniejszych publikacji, zbliżonych do popularnonaukowych, takich jak „Wykład o obliczeniach” czy wspomniany tutaj wykład o elektrodynamice kwantowej. Przyznam szczerze – chwilami mało rozumiałem, ale jestem pełen podziwu dla geniuszu tego niezwykłego naukowca. Podobnie ma się rzecz z Hawkingiem. „Krótka historia czasu” może się wydawać łatwiejsza, bo nie zawiera równań matematycznych, ale to tylko pozór. Tak naprawdę to jedne z tych książek, które warto przeczytać (o ile nie jest się fizykiem, bo oni doskonale je znają) nie tylko po to, żeby wiedzieć więcej, ale zwłaszcza po to, żeby uświadomić sobie, jak niewiele się wie i rozumie. Jeśli ktoś się boi treści ścisłych, zachęcam przynajmniej do przeczytania biografii Feynmana pt. „Raczy pan żartować, panie Feynman” i przekonać się, że ten geniusz zadziwiał nie tylko swoją myślą, ale też szokował całym swoim życiem.
Ale – moim zdaniem – nawet jeśli mało się rozumie, warto czasami bezpośrednio zapoznać się z dokonaniami ludzi wybitnych, przerastających nas o kilka rzędów wielkości, zajmujących się dziedzinami, o których wiemy mało, i poczuć się przy nich małym, skarłowaciałym intelektualnie człowiekiem. To otwiera oczy i uczy pokory.
Książki Dawkinsa w porównaniu z Feynmanem wydają się już literaturą lekką, publicystyczno-naukową i nikogo nie powinny zniechęcić swoim ciężarem. To właśnie w „Samolubnym genie” Dawkins wprowadził pojęcia memetyki i memu, które niestety później zostały spłycone i sprymitywizowane. W rozumieniu Dawkinsa memy to porcje informacji, które replikują w podobny sposób jak geny, korzystając z ludzkich mózgów jako nośnika. Dawkins pierwszy proponował, żeby do badania zjawisk kulturowych zastosować aparat pojęciowy i matematyczny genetyki populacyjnej.
Lema też bardzo lubię. To filozofia i filozofia nauki ukryta pod pozorem science-fiction.
Jeśli chodzi o Waldemara Łysiaka, pamiętam jego powieści łotrzykowsko-polityczne „Dobry”, „Konkwista” i „Najlepszy”. Czytałem je jeszcze w liceum, kilkanaście lat temu, pamiętam, że najbardziej spodobała mi się ta ostatnia, w której Łysiak humorystycznie, wulgarnie i dosadnie opisywał środowisko przestępczo-agenturalno-polityczne z początku lat 90. Literacko nie były to najpiękniejsze dzieła, ale mimo wszystko kawał udanej satyry, w której dostawało się równie mocno zarówno postkomunistom, jak i styropianowcom.
Po pierwszej pozycji na liście już nawet w ciemno biorę resztę. Uwielbiam Feynmana, jego dwie książki autobiograficzne są dla mnie inspiracją w życiu. NA PEWNO sięgnę po „QED. Osobliwa teoria światła i materii” :)