Nowa Ziemia
Nowa Ziemia Julianny Baggott była klasyczną lekturą na zabicie czasu, ot, czytadło na oderwanie się od rzeczywistości. Nowa Ziemia jest pierwszym tomem trylogii „Świat po Wybuchu”. Cóż, i tyle mi wystarczy, bo po kolejne tomy z pewnością nie sięgnę.
W dużym skrócie: akcja rozgrywa się w USA, świecie przyszłości po Wybuchu. Ci, którzy uratowali się dzięki Kopule to Czyści, ludzie bez skazy. Ci, którzy przetrwali na terenach dotkniętych kataklizmem, są naznaczeni – bliznami, defektami, mutacjami. Kopuła to rodzaj gigantycznego schronu, który ocalił świat , czy kawałek świata, przed zagładą. Poza nią prawie wszystko jest zniszczone, a ludzie, którzy przeżyli, stopieni są z przeróżnymi rzeczami i nie tylko rzeczami. Główna bohaterka – Pressia ma rękę stopioną z głową lalki, Bradwell ma wtopione w swoje plecy gołębie (żywe!). Poznajemy także matki stopione ze swoimi dziećmi, czy ludzi, którzy przeżyli z częściami przedmiotów w swoim ciele – rurkami, fragmentami różnych urządzeń itp.
Niby jest pomysł, jest jakaś realizacja, ale… to nie to. Fabuła jakoś się toczy, pomijam, że jest dość przewidywalna (cóż, nie wszystko musi nas zaskakiwać). To, co mnie się bardzo nie podobało, to robienie z tej powieści książkowej wersji opery mydlanej. Na minus także kreacje bohaterów – te postaci są płaskie, bez charakteru, psychologicznie kiepskie. Trudno nawet wskazać coś na plus – gdybym była do tego zmuszona, to wybrałabym sam pomysł i fantazję autorki.
Zastanawiam się czemu Nowa Ziemia cieszy się takim powodzeniem wśród czytelników (warto rzucić okiem na oceny i opinie na lubimyczytać.pl). Nastolatkowie zachwyceni są tą powieścią – być może ze względu na nastoletnich bohaterów, którzy muszą zmierzyć się z „ratowaniem świata”, a przy okazji ze swoimi nastoletnimi, pierwszymi uczuciami? Wydaje mi się jednak, że gdybym miała szesnaście lat, to powieść by mnie nie zachwyciła. Nie warto.
Julianna Baggott, Nowa Ziemia, przekł. Janusz Maćczak, Egmont Polska, Warszawa 2012.
Zostaw komentarz