Andrzej Stasiuk w Kutnie
Spotkanie z Andrzejem Stasiukiem odbyło się w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Kutnie, we wtorek 20 stycznia (nieźle się rok zaczął!). Spotkanie przyciągnęło jakieś pięćdziesiąt osób (wliczając w to pracowników biblioteki i mediów). Czy to dużo, czy mało? Nie wiem. Ja spodziewałam się tłumów. No, co najmniej setki.
O czym opowiadał Stasiuk? Najkrócej rzecz ujmując – o życiu.
O tym, że nie jest buntownikiem i pacyfistą. O tym, że opowieści są często prawdziwsze od prawdy, że lubi spotkania z czytelnikami, bo dają możliwość spojrzenia na teksty cudzymi oczami. O owcy Smoleńsk zagryzionej przez psa Deutschlanda, o kreowaniu własnej odrębnej rzeczywistości. O przyjemności z jazdy samochodem i słuchaniu muzyki podczas podróży. O doświadczaniu. A między tym wszystkim dużo było anegdot, dykteryjek – Jaśliska i prapremiera filmu „Wino truskawkowe” (nakręconego na podstawie Opowieści galicyjskich Stasiuka) i nieszczęsne konie, wzbudzające tyle emocji…
Było też o wizycie u cygańskiego króla, który musiał zakończyć audiencję, ze względu na spotkanie z księgową. O pobycie w rodzinnej wiosce Ciorana i fascynacji (choć to chyba za mocne słowo) tym filozofem. O Hercie Müller i jej lęku, który zaważył na jej życiu i je naznaczył, przed Securitate. O pisaniu w szałasie albo przy stole w kuchni. O tym, kogo lubi czytać: Dorotę Masłowską, a z nieżyjących pisarzy: Zygmunta Haupta i Andrieja Płatonowa.
Stasiuk opowiadał o poznawaniu świata, o podróżowaniu i odkrywaniu nowych miejsc, przede wszystkim tych wschodnich, fascynujących, odmiennych – czasem odkrycia mogą zadziwić, tak jak słoiki z warzywnymi przetworami firmy Urbanek znalezione w mongolskich jurtach. W zasadzie to nie wiem czy Stasiuk to reportażysta. Postawiłabym raczej tezę, że jego twórczość to nie literatura faktu, ale literatura przeżyć.
Opowiadając znajomemu pokrótce o swoich wrażeniach po spotkaniu, usłyszałam krótką relację z miasta X ze spotkania ze Stasiukiem:
…coś tam poczytał z książki, coś poopowiadał, ale dla mnie to było jedno z niewielu kulturalnych doświadczeń w moim życiu wtedy, więc… byłem pod wrażeniem, ale bardziej wszystkiego niż niego samego…
Chyba Stasiukowi spodobałby się taki opis. Odsłania czyjąś prawdę, pokazuje życie. Takim, jakie ono jest. I chyba o to właśnie chodzi, prawda?
A wiecie co jest najlepsze? Że teraz zawsze – ZAWSZE – jak otworzę swój czytnik, poprawi mi się humor. Jest podpis, ale są i góry.
Tej notki by nie było gdyby nie pomoc Pawła i Przemka. Dziękuję! :-)
Polecamy się na przyszłość ;-).
Coś mnie ciągnie do Stasiuka – tak jak jego coś ciągnie na wschód a ja z lubelszczyzny, więc to by miało sens ;-)