Żywopłot
Nowy Jork. Wieżowce i zima. W takich okolicznościach poznają się Liat, Izraelka z Tel Awiwu, i Hilmi, Palestyńczyk urodzony w Hebronie. Liat jest tłumaczką, dzięki stypendium mogła wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Hilmi to malarz, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Bagdadzie.
Spotykają się przypadkiem i zakochują w sobie. Tworzą swój własny świat, tylko ich i tylko dla nich. Stęsknieni za bliskowschodnim słońcem odkrywają siebie – podobieństwo między nami i wspólnota losu to musi być to, o czym mówi sentencja, że człowiek jest odbiciem krajobrazu swojej ojczyzny.
Bycie razem w Nowym Jorku, na ziemi niczyjej, jest łatwiejsze. Jest w ogóle możliwe. W normalnym życiu – czyli w Izraelu czy Palestynie, ich związek byłby nie do zaakceptowania. Nie tylko przez ich znajomych i rodziny, również przez nich samych. Ponieważ bilet powrotny jest już zabukowany, powrót do ojczyzny Liat będzie tym samym końcem romansu. To poczucie tymczasowości i nieustanna próba bycia tu i teraz, bo jak inaczej, skoro nie ma, ba! nie może być przyszłości, sprawiają, że związkowi Hilmiego i Liat towarzyszą smutek i melancholia:
Nie mogłam przestać rachować, ile takich wspólnych pięknych i świetlistych poranków jeszcze nam zostało. Nie byłam w stanie przestać liczyć w myślach dni i nocy, przeliczać, ile jeszcze wspólnie wypitych filiżanek kawy, ile spacerów i posiłków, ile pocałunków.
Polityka i miłość
W książce Janiny Ochojskiej Świat według Janki natknęłam się bardzo ładny opis złożoności spraw izraelsko-palestyńskich. Abu Jusuf, Palestyńczyk, którego spotkała Ochojska, mówi tak: „Wiem, że w czasach niewoli babilońskiej Pan Bóg obiecał Izraelczykom powrót do ziemi ojców. W 1948 roku, kiedy usuwano Palestyńczyków z ich ziemi i ich domów, żeby zrobić miejsce dla innych, nadzieja Izraelczyków na spełnienie tej obietnicy zaczęła stawać się rzeczywistością. Cieszę się, że Izraelczycy wrócili do ziemi obiecanej, bo to znaczy, że Pan Bóg dotrzymuje swoich obietnic. Ale wiem też, że na tej samej ziemi ten sam Pan Bóg umieścił również Palestyńczyków. Może więc Pan Bóg chce, żebyśmy żyli wspólnie na jednej ziemi?…”
O ile Hilmi stoi właśnie na takim stanowisku, o tyle dla Liat jest to nie do pomyślenia. Broni swego narodu w Nowym Jorku zaciekle, argumentuje, kłóci się ze swoim kochankiem:
Nienawidziłam tego patriotycznego, śmiesznego patosu, który wciąż mnie ogarniał, nienawidziłam, że za każdym razem w obliczu jego arabskiego radykalizmu zmuszona byłam zbaczać na prawo i zajmować konserwatywne stanowisko swoich rodziców. (…) Tutaj, w Nowym Jorku, mówiłam nagle ich językiem, broniłam Izraela, usprawiedliwiałam jego politykę. I ze wszystkich ludzi na świecie właśnie z Hilmim nie udawało mi się zgodzić w niczym. Nienawidziłam tego. Nie rozumiałam, dlaczego nawet my, bliscy sobie i kochający się ludzie, wciąż i wciąż ponosimy klęskę w miejscu, gdzie wszyscy doznają niepowodzenia od tylu już lat. Nienawidziłam tego, że tak bardzo nienawidzę – jego, sytuacji, samej siebie.
Między nimi nie stoją tylko rodziny i znajomi, zdaje się, że stoją naprzeciw siebie dwa państwa ze swoimi armiami i politykami:
(…) myślałam, że nie jesteśmy tak naprawdę tylko we dwoje, jak chcielibyśmy w to wierzyć. Nawet w tym olbrzymim mieście, daleko od domu („Nawet w tym pokoju, w tym łóżku”) nie leżymy tutaj sami.
Dziesięć minut
Poczucie kontroli, tego, że ktoś może się dowiedzieć, domyślić z kim się spotyka, nieustannie towarzyszy Liat. Zresztą to z jej perspektywy poznajemy całą historię. To ona unika różnych sytuacji, nie opowiada o Hilmim rodzinie (prócz siostry) i przyjaciołom. Potrafi być okrutna w zwyczajnych, prostych sytuacjach, na przykład zanim zadzwoni do rodziców mówi:
– No idź już, Hilmi… – A kiedy zwrócił się do wyjścia, stanęłam za nim. – I bądź cicho – odburknął coś niezadowolony, a ja uśmiechnęłam się i kiwnęłam potakująco głową w stronę jego odwróconych pleców. – Tylko dziesięć minut. – I zanim zamknęłam drzwi, dodałam z uśmiechem: – Zniknij z mojego życia na dziesięć minut.
Żywopłot
Liat i Hilmi choćby chcieli nie mogą uciec od towarzyszących im od dzieciństwa podziałów. Polityka płynie w ich krwi. I mimo że widzą mnóstwo podobieństw, demaskują niesprawiedliwe stereotypy, to nie mogą uwolnić się od tego kim są. Między nimi – tak jak między Izraelem i Palestyną – jest mur, którego nic (nawet miłość) nie może zburzyć.
Mur, który zawsze stał między nami, płot, który zawsze wyobrażałam sobie jako żywopłoty kolczastej opuncji, którymi oznaczano kiedyś granice wiosek, gdzie kończyło się jedno terytorium, a zaczynało drugie. Teraz on naprawdę jest budowany. I przeszła mi przez głowę jeszcze jedna myśl, gdy pokazywano unoszące się w powietrzu i lądujące wśród kłębów pyłu betonowe ściany i ginący za nimi krajobraz pól i wiosek. Pomyślałam, że będą mogły mnie obronić przed nim. Przed jego tęsknotą, przed moją tęsknotą do niego.
Powieść Rainyan można odczytywać na różnych poziomach – polityka miesza się tu z miłością, a sama historia oparta jest na autobiograficznych wątkach. W elegancki sposób autorka kreśli miłosną opowieść, która nie może mieć szczęśliwego zakończenia. Pierwowzorem postaci Hilmiego był palestyński artysta, Hassan Hourani, który zginął w 2003 roku.
Dorit Rabinyan otrzymała w 2015 roku za powieść Żywopłot Nagrodę Bernsteina, izraelską nagrodę literacką, przyznawaną młodym (poniżej 50 roku życia) twórcom. Na początku tego roku minister edukacji usunął książkę z listy lektur dla licealistów. Po licznych protestach zmienił swoją decyzję.
Dorit Rabinyan, Żywopłot, przekład Agnieszka Olek, Smak Słowa, Sopot 2016.
* Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Smak Słowa. Dziękuję!
Najtaniej e-booka można kupić w księgarni Ebookpoint – powieść kosztuje 19,95 zł (a dla stałych klientów nawet odrobinę taniej!), a wersję papierową w księgarni InBook – za 25,01 zł.
Zostaw komentarz