Makis Tsitas w Kutnie!
Makis Tsitas w Kutnie! To z pewnością jedno z ważniejszych literackich wydarzeń w tym roku. Grecki prozaik jest absolwentem dziennikarstwa na Uniwersytecie Arystotelesa w Salonikach, przez wiele lat związany z radiem. Od 1994 roku mieszka w Atenach i działa w branży wydawniczej. Pracował jako redaktor naczelny czasopisma ?Periplous? (1994?2005) oraz współredaktor magazynu książkowego ?Index? (2006?2011). Prowadzi diastixo.gr ? największy grecki portal poświęcony kulturze, literaturze i sztuce. Jest autorem kilkunastu książek dla dzieci, pisze także opowiadania ? jego teksty tłumaczono na niemiecki, francuski, angielski, hiszpański, hebrajski, albański, szwedzki i fiński. Za powieściowy debiut, Bóg mi świadkiem, otrzymał w 2014 roku Europejską Nagrodę Literacką. Teatralna adaptacja książki w reżyserii Ersi Vasilikiotis i Sofii Karagiannis odniosła duży sukces.
Bóg mi świadkiem
Bóg mi świadkiem to zabawny i przejmujący portret tego, co dręczy współczesne greckie społeczeństwo, ze wszystkimi jego sprzecznościami, widziany oczyma pełnego wad, ale sympatycznego antybohatera. Chrysowalantis ma pięćdziesiąt lat i niedawno stracił pracę. Podupada na zdrowiu, co sprawia, że postanawia opowiedzieć historię swojego życia. Głęboko religijny, naiwny i emocjonalnie niedojrzały mężczyzna wydaje się ofiarą swego złośliwego szefa, bezwzględnych kobiet i okrucieństwa, jakie cechuje całą jego rodzinę. Złego szefa najbardziej cieszy znęcanie się nad Chrysowalantisem, kobiety w jego życiu chcą tylko jego pieniędzy, a ojciec i siostry (z którymi wciąż mieszka) pogardzają nim i pomniejszają wszystkie jego dokonania.
Jako człowiek wielu skrajności, Chrysowalantis to mizogin, który uwielbia kobiety, tchórz, który nie przepada za obcokrajowcami, rozpieszczony chłopiec w średnim wieku, który pragnie być mężczyzną i tragiczny bohater z żywym i ostrym poczuciem humoru. Stopniowo opuszczany przez wszystkich, Chrysowanaltis zaczyna błąkać się ulicami Aten, po raz ostatni, w wigilię Bożego Narodzenia. Porzucony, z jedną walizką w ręku, staje się symbolem potworności, które okrutne społeczeństwo musi w końcu odrzucić.
W Bóg mi świadkiem Makis Tsitas odmalowuje zabawny i boleśnie smutny portret uroku Grecji, jej wad i sprzeczności, które nią targają, jednocześnie oddając hołd wszystkim tragicznym, ukochanym antybohaterom naszego pełnego cynizmu i dekadencji świata.
Powieść podobała mi się, a jednocześnie mnie irytowała. To bardzo dobrze – chyba taki był jej cel. Może to nawet nie powieść, ale antypowieść. Ma fabułę, ale akcja nie rozwija się, tylko stoi w miejscu, podobnie jak życie głównego bohatera, skoncentrowanego wyłącznie na swoich ruminacjach natrętnych, obracających się głównie wokół członka i pochwy, religii, pieniędzy, stanu zdrowia, a także obcokrajowców, którzy rzekomo zabierają mu (i wszystkim greckim mężczyznom) pracę i szansę na znalezienie żony. Te narzekania na imigrantów wydawały się zresztą dziwnie znajome – nie różniły się niczym od komentarzy, które stale się widzi na polskich grupach dyskusyjnych na Facebooku, nawet stereotypy różnych narodów okazywały się zadziwiająco podobne. Temu nacjonalizmowi towarzyszyła jednak fascynacja Europą Zachodnią i stereotypowo postrzeganymi cechami społeczeństw zachodnioeuropejskich – Chrisowalandis kilka razy mówił wprost, że wolałby mieszkać w Londynie niż w Grecji i że lepiej czułby się wśród Anglików lub Skandynawów niż wśród Greków (tak mi się wydaje, że samo imię Chrisowalandis też nie zostało wybrane przypadkowo – wywodzi się od złotego denara, a jednocześnie jest związane z historią prawosławnego monastycyzmu – a przecież pieniądze i religia to były jedne z głównych wątków narracji). Gdyby z powieści usunąć kilka elementów charakterystycznych dla południa Europy, ten „prawdziwy Grek” nie różniłby się niczym od stereotypowego Polaka – janusza i nosacza z memów. Takiego, który ciągle narzeka i za swoje niepowodzenia wini wszystkich oprócz siebie, zastawi się, a postawi się, niby dziaduje na wszystkim, a jednocześnie trwoni pieniądze na totalne bzdury, powtarza, że kobiety takie podłe i chodzi im tylko o kasę, takiego, który rano klęczy w pierwszej ławce w kościele, a wieczorem idzie do burdelu lub przez całą noc ogląda porno i nie dostrzega sprzeczności między jednym a drugim, bo przecież wystarczy, że się wyspowiada i już będzie miał czyste sumienie, a potem napisze w Internecie, że ateiści do gazu i wielka Polska katolicka (albo wielka Grecja prawosławna), takiego, który chętnie zamieszka w Anglii, ale Polska dla Polaków (albo Grecja dla Greków). Wielu ludzi z Polski lubi pielęgnować mit o swojej wyjątkowości – zarówno tej pozytywnej, jak i negatywnej – ale na szczęście (można odetchnąć z ulgą) nie jesteśmy wyjątkowi!