Kindle Paperwhite – moja nowa miłość
Nad zmianą czytnika – na Kindle Paperwhite – nie zastanawiałam się długo. Do tej pory byłam szczęśliwą posiadaczką Kindle Touch, który wyśmienicie sprawdzał się w podróży, wszelkich wyjazdach, a przy tym odciążał plecak. Jedynym mankamentem (który pojawia się także podczas lektury papierowej książki, niestety!) była konieczność oświetlenia przy czytaniu – podczas podróży nocnymi pociągami często to właśnie był kłopot – część podróżujących chciała spać, ja chciałam czytać. Trudno w takiej sytuacji dojść do jakiegoś konsensusu.
Kindle Paperwhite rozwiązuje ten problem dzięki wbudowanemu oświetleniu. Testowałam je wczoraj wieczorem, czytając w łóżku. Genialne! Jasność ekranu można dostosować w zależności od potrzeb, nie przeszkadza się nikomu obok ;), no i nie trzeba wyłazić z łóżka by gasić światło :) Same plusy, żadnych minusów.
Jedyne do czego nie mogę się przyzwyczaić to brak przycisku „home” w wersji Paperwhite. Teraz wszystko (także powrót do głównego menu) załatwiam pacając palcem po ekranie. Dla mnie mało intuicyjne, no ale trzeba się przestawić. W wersji Paperwhite nie ma także wyjścia audio, choć akurat nie ma to dla mnie znaczenia, bo w poprzednim czytniku nie korzystałam z tej funkcji. Mniej też podoba mi się sama obudowa, zostają na niej ślady palców. Wydaje mi się, że jest także różnica w powierzchni samych wyświetlaczy – Kindle Touch w dotyku jest „gładszy”, a Paperwhite bardziej „szorstki”, „porowaty”. Ale to tylko subiektywne odczucia przy mizianiu czytnika palcem :), jeśli chodzi o szybkość reakcji czy dokładność – nie ma to znaczenia, wszystko działa jak powinno.
Czytnik zamówiłam bezpośrednio ze strony Amazon. Koszt to niecałe 666 zł. Czytnik zamówiony (i opłacony) w środę trafił do mnie… w piątek. Po dwóch dniach! Wciąż jestem pod wrażeniem jakości i szybkości obsługi. Teraz zastanawiam się nad kupnem oryginalnej okładki :)
Tak naprawdę to wahałam się czy zamawiać Kindle’a bezpośrednio z Amazonu; poprzedni czytnik kupiłam na Allegro, nie miałam z nim żadnych problemów. W zasadzie do kupna prosto od producenta namówił mnie Robert ze Świata Czytników. Cóż, jest to po prostu jedyny oficjalny i w pełni legalny sposób, zapewniający nam gwarancję producenta, kupna Kindle’a w Polsce. Więcej na ten temat znajdziecie w jednym z artykułów Roberta na jego stronie. W każdym razie każdy czytnikowiec powinien zajrzeć na jego stronę – mnóstwo informacji (sporo przesiedziałam na jego blogu, wczytując się w opisy, porównania i porady) o samych czytnikach, a także o promocjach na ebooki. W każdym razie w moim przypadku wygląda to tak – im częściej zaglądam na jego stronę, tym więcej pieniędzy wydaję na zakup ebooków w promocji ;) Im więcej ebooków, tym więcej czytania. A im więcej czytania, to… Ale to już historia na inną notkę.
Winszuję zakupu, gdyż – co wiem po sobie – bardzo zacny! Choć sam wybrałem ze względu na rozdzielczość ekranu i szeryfowe fonty, a nie oświetlenie, a z przycisków brakuje mi bardziej fizycznych do zmiany stron, niż Home :)
Zawsze wszystkim polecam PW do czytania po angielsku. Dotknięcie słowa pokazuje definicję – świetna sprawa, żeby łączyć rozrywkę i szlifowanie języka.
A promocje na ŚCz to osobna historia. Szczęśliwie wypracowałem sobie pewne reguły, bo inaczej miałbym rachunki niepopłacone…
Och, chętnie poczytam o tych regułach :) Jak sobie radzisz z promocjami? Kiedy kupujesz, a kiedy nie? :)
Ha! To nic specjalnego, rzecz jest nader prosta :) Nadmierne zakupy wynikają chyba zwykle z tego, że „jest okazja, promocja tylko 3 dni, kupię teraz, a przeczytam w wolnej chwili”. A guzik. Promocje się powtarzają, a niekoniecznie się przeczyta.
Oprócz tego dolegają mi:
– opór wewnętrzny, by wydawać dziesiątki złotych za plik komputerowy (wiem, wiem, to treść, ale mimo wszystko…);
– albo polskie ebooki są kiepsko wydawane (choć rzekłbym raczej: konwertowane), albo mam w tej materii wielkiego pecha.
Dlatego wymyśliłem sobie, że:
– kupuję tylko to, co rzeczywiście chcę przeczytać – żadnego „o, chętnie się z tym zapoznam, skoro jest okazja”; cena promocyjna ma być tylko „kropką nad i”, która przypieczętuje zakup, a nie początkiem zastanawiania się, czy chciałbym z daną pozycją zapoznać (mam kolosalną kolejkę „do przeczytania”, więc dla mnie to działa);
– za ebooka płacę maksymalnie 10 zł – promocje na to pozwalają (no dobrze, jak jest coś wyjątkowego, to lekko nagnę tę regułę; z drugiej strony jeśli coś aż tak bardzo chcę, to i tak wolę kupić w papierze ;) a w wielu wypadkach umiem papier kupić taniej niż ebooka).
Efekt: przedtem kupowałem nawet kilka ebooków w tygodniu, teraz może jednego miesięcznie. W zupełności wystarczy.
Aha, to tyczy się polskich księgarni. Codziennie zaglądam na Daily Deals w Amazonie z nadzieją, że nie będzie niczego fajnego za $0,99-2,99 ;)
W praktyce staram się kupować już tylko w Amazonie – statystycznie książki są lepiej wydane, w promocjach Daily Deals i tak dość tanie, a na PW idealnie czyta się po angielsku (wygodny słownik). Z polskimi ebookami łamię się już tylko przy naprawdę wyjątkowych okazjach/sytuacjach.
Świetnie! Chyba też zacznę wprowadzać taki system w życie. Na Amazon i ich Daily Deals rzadko zaglądam, ale pewnie zacznę zerkać. A może akurat coś się trafi?
Przy okazji – dużo czytasz po angielsku?
Nie aż tak dużo (bo tekstów użytkowych i innych internetów nie liczę), może z 5-10% książek – czyli pewnie 1-2 miesięcznie. Ale ma się ku lepszemu, bo powoli „czyszczę” Kindle’a z polskich i może statystyki skoczą ;)
Świetnie! Tylko pozazdrościć! :)
Gratuluję zakupu :)
Wbudowanie światło to świetna opcja, ale ja jednak nie przesiądę się jeszcze jakiś czas na PW, ponieważ… lubię fizyczne przyciski. Są dla mnie wygodniejsze, pozwalają obsługiwać Kindle’a jedną ręką.
Dla mnie to nie był problem, ponieważ wcześniejszy czytnik – Kindle Touch – miał tylko dwa przyciski (włącznik i wspominany Home, za którym póki co tęsknię). Dotykowy ekran to świetna sprawa – zwłaszcza gdy sporo pracuje się z tekstem – zaznacza, dopisuje notatki etc. Polecam!